poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 1.


 - Camille, zwolnij do cholery! - dobiegł mnie głos mojej młodszej o trzy minuty siostry. Zamrugałam i spojrzałam na licznik. O cholera.
- Chcesz nas pozabijać dziewczyno? - odparła i rozłożyła się wygodniej na przednim siedzeniu, a nogi wyprostowała na desce rozdzielczej. - Jak na ironię kochanie, już nie muszę. - uśmiechnęłam się łobuzersko i spojrzałam w jej stronę.
 Lily Katherina Violin bo tak brzmi pełne imię i nazwisko mojej siostry, to niewysoka i szczupła brunetka, która część swoich kruczoczarnych włosów farbuje na biało, tak iż w wyniku jej eksperymentów powstają kontrastujące ze sobą pasemka. Muszę przyznać iż daje to niezły efekt, jednak ja nigdy nie odważyłabym się zafarbować swoich czarnych loków. Za bardzo je lubię.
 Z Lily różnimy się od siebie dość mocno ponieważ jesteśmy bliźniaczkami dwujajowymi. Gdy spoglądam w lusterko widzę brązowooką dziewczynę o zadziornym spojrzeniu. Patrząc na moją siostrę można rzec iż ma się do czynienia ze słodką i niewinną dziewczynką, która swoim ciemnym spojrzeniem roztapia serca wszystkich chłopców w promieniu 10 mil.
 Jednak nie ma tu mowy tylko i wyłącznie o wyglądzie zewnętrznym, ale mam na myśli również charakter. Ona grzeczna i słodka, nie da jej się nie kochać, ja natomiast pyskata, sarkastyczna no i straszny ze mnie uparciuch. Nie boję się łamać zasad, jestem na to zbyt pewna siebie, a do tego siła perswazji jaką posiadam ułatwia mi to zadanie.
 Ciszę, która panowała w samochodzie przerwała moja siostra. - Cam, nie zapomnij, że jedziemy jeszcze po Grace i Katie.
- Tak wiem, wiem pamiętam. - skłamałam po czym gwałtownie skręciłam w lewo w efekcie czego Lily przywaliła głową w boczne drzwi naszego samochodu. - Au! - wrzasnęła masując bolące ją miejsce. Prychnęłam i zatrzymałam wóz. Byłyśmy na miejscu. Przed nami rozciągało się piękne osiedle domków jednorodzinnych, zresztą w dzielnicy Cheviot Hills dominuje właśnie taka zabudowa.
 Z dużego, białego domu wyszły dwie dziewczyny, jedna z nich wyższa, o kasztanowych włosach, od razu można było wywnioskować iż była starsza. Druga natomiast drobna i niziutka blondynka z ciemniejszymi pasmami w odcieniu bordo. Szybko wsiadły do auta i przywitały się z nami.
- Widzę Camille, że dziś się nie spóźniłaś. - zaśmiała się Grace uderzając mnie przy tym lekko w ramię. Posłałam jej mordercze spojrzenie. - Lily suszyła mi głowę pół drogi więc nie mogłam się spóźnić. - odpowiedziałam i ruszyłam z miejsca. Resztę drogi przemilczałam skupiona na jeździe natomiast to dziewczyny rozmawiały. Miały ze sobą świetny kontakt, Lily od zawsze była duszą towarzystwa, ja zresztą kiedyś też. Teraz jednak wolałam towarzystwo swoich własnych myśli.
 Zostawiłam Grace pod hotelem, w którym pracowała, natomiast Lily i Katie wysiadły pod szkołą. Katie wiadomo uczyła się, Lily za to uparła się, że chce pracować w bibliotece więc tak też się stało.  - O tej samej porze? - spytałam zanim siostra wysiadła z auta. Opowiedziała mi skinieniem głową i tyle ją widziałam, pomachała mi jeszcze tylko i zniknęła w budynku.
 West High School to ogromna szkoła, składa się z czterech budynków, w których prowadzone są zajęcia oraz trzy kolejne przeznaczone dla biblioteki, sali gimnastycznej oraz laboratorium. Nie wspominając oczywiście o obiektach, które znajdują się na zewnątrz całej instytucji, jak na przykład kafejka, czy korty tenisowe. 
 Moje liceum wyglądało trochę inaczej. Szkoła nie była aż tak duża i nie mieliśmy aż tylu możliwości, chociaż może wpływ na to miał fakt iż była to szkoła prywatna i o określony profilu. Nie chodziło do niej aż tylu uczniów, głównie byli to sami faceci, a dlaczego? Ponieważ skończyłam liceum techniczne o profilu... mechanicznym. Myślę więc, że dziwne nie będzie jeśli powiem, że pracuję jako mechanik samochodowy.
 Wysiadłam ze swojego Cadillaca, a dokładnie jest to Cadillac Escalade 6.2 V8 Sport Luxury w kolorze czarnym. Jeśli jest coś do czego przykładam dużą uwagę to właśnie są to samochody jakimi się poruszam. We Francji nie mogłam sobie pozwolić na tak potężne auto, a teraz? Mogę robić co mi się żywnie podoba, więc zaczęłam od znalezienia idealnego samochodu dla siebie.
 - Cześć John! - krzyknęłam wchodząc do wnętrza warsztatu. John to mój przełożony, na prawdę fajny z niego facet. Jest wysoki i nawet całkiem dobrze zbudowany mimo iż ma prawie 60 lat. Zawsze się uśmiecha i nigdy nie widziałam żeby się złościł albo wrzeszczał na kogoś. Czyli idealny współpracownik dla mnie.
 - O Camille, jesteś już. - mężczyzna wyłonił się spod Forda, którego właśnie reperował. Wstał i zdjął rękawicę by podać mi dłoń. Uśmiechnęłam się do niego. - Czyj jest ten Porschak, który stoi przed warsztatem? - spytałam związując włosy w kucyk. Niesamowicie przeszkadzają przy pracy, dlatego wolę od razu je upiąć chociaż nienawidzę tego.
- Szef przyprowadził swojego syna na praktykę. - opowiedział z niezbyt szczęśliwą miną. - Jednak Camille, to mimo wszystko dobry dzieciak. - posłał mi szeroki uśmiech i już chciał ulotnić się pod podwoziem auta jednak go zatrzymałam. - Czekaj, czekaj... I mówisz mi to wszystko bo..? - uniosłam jedną brew ku górze.
- Będziesz się nim opiekować.
- Że co mam niby robić? Mam niańczyć jakiegoś rozpuszczonego chłoptasia? - szczęka mi opadła. Przecież mam robotę. Nie mam czasu na bzdury. - Jeśli szef chce nauczyć czegoś swojego syna, dlaczego nie zrobi tego sam? Albo kogoś nie znajdzie? - odparłam naburmuszona, założyłam ręce na piersi.
- Bo uznał, że ty się do tego idealnie nadajesz, a poza tym... jest wolny. - John puścił mi oczko i zniknął pod autem, a mi dosłownie opadła szczęka. Co to miało znaczyć?! Wściekła ruszyłam w stronę pomieszczeń dla personelu. Pchnęłam drzwi z impetem i stanęłam w progu opierając się o framugę.
Tyłem do mnie siedział chłopak, rozmawiał przez telefon. Nie wsłuchiwałam się w jego konwersację, a obserwowałam go bacznie rejestrując jego wygląd. No, a przynajmniej tą jego część, którą byłam w stanie zobaczyć. Jego włosy, koloru ciemnego brązu były w nieładzie, od razu widać, że chłopak specjalnie tak je układał, do tego cera prawie mlecznobiała co mnie zdziwiło, bo w Kalifornii przecież wszyscy są opaleni, nawet moje policzki są zawsze lekko zarumienione, co dla wampira nie jest normalnym zjawiskiem. Do tego, jego ciało zdobiło dużo pieprzyków.
 Głośno odchrząknęłam. Chłopak podskoczył na krześle i o mało co nie wypuścił telefonu z rąk. - ... dobra Coop, muszę kończyć. - powiedział szybko i schował telefon do kieszeni spodni po czym wstał i obrócił się w moją stronę. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a ja na krótką chwilę wstrzymałam oddech.
 Lustrował mnie swoimi prawie czarnymi oczyma po czym się przedstawił.
- Nathan Simmons. - podał mi dłoń, uścisnęłam ją delikatnie. - A ty pewnie jesteś Camille, tak? - spytał mrużąc przy tym lekko oczy. Jasny gwint, ma takie gęste i długie rzęsy. Do tego koło bladoróżowych ust kolejny pieprzyk... Camille otrząśnij się!
- Tak, Camille Rosemarie Violin. - uśmiechnęłam się szeroko. Postanowiłam trzymać fason.
- Jesteś z Francji, prawda? - zagadnął Nathan. Jakim cudem ten chłopak nie ma dziewczyny?! Jeśli tak dalej pójdzie to za pięć minut osobiście zedrę z niego tą granatową koszulkę.. - Tak, a dokładnie z Nicei. - odpowiedziałam odrywając się od swoich myśli. Ugh. - Jesteś tu z własnej woli czy z przymusu ojca? - dodałam szybko, wyszliśmy właśnie z biura. Starałam się skupić wzrok na wszystkim do koła, byle by tylko nie patrzeć na Nathana, co było niesamowicie trudnym zadaniem ponieważ tak czy siak, czułam jego przyciągający zapach no i słyszałam jak krew tętni w jego żyłach. Zagryzłam wargi czując pulsowanie w kłach.
 Chłopak nieco się zmieszał jednak odpowiedział beznamiętnym tonem. - Trochę z własnej woli, trochę z woli ojca.
Skinęłam mu głową. Zapowiadał się długi dzień.

~*~
Witam was serdecznie! Jak widzicie postanowiłam napisać całkiem nowe opowiadanie. Mam kilka nowych pomysłów, więc pomyślałam 'dlaczego nie?' Tamto już strasznie mi się nie podobało i jak dla mnie było okropnie naciągane, więc oto jestem z czymś nowym. Jak się podoba? Liczę na szczere opinie z waszej strony! To dla mnie bardzo ważne. <3
Do napisania. <3

8 komentarzy :

  1. Zauważyłam, że od poprzedniego opowiadanie bardzo zmienił ci się styl i to na lepsze! Piszesz wolniej, swobodniej i lekko, zdecydowanie to lubię :) Co do rozdziału to muszę ponarzekać, że krótki! Więcej, więcej, więcej chcę! :D a Nathan... Mmmm, sama bym go chętnie pouczyła :D
    [irreplaceable-gentleness.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo mi się spodobało i czekam na dalsze części :-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne opowiadanie ale bardzo krótki roździał ale ja wole bardziej romantyczne opowiadania ale to i tak mi sie bardzo podobało

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny... rozdział. Bardzo krótki, ale przyjemny. Wybacz, ale nie mam weny. Nawet komentarza nie mogę napisać. Podobało mi się :)

    Pozdrawiam
    Ress

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładnym stylem piszesz ;) Podoba mi się ;) Fajne opowiadanie, czekam na dalszy ciąg ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ciekawie się zaczyna i czekam na więcej ! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz niezłą rękę do pisania! Moim zdaniem mogłabyś dodać trochę jakiś ostrzejszych wydarzeń, ale to pewnie w następnych rozdzialach. Bardzo miło sie czyta, gratuluje ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę krótkie ( kto to mówi ), ale bardzo fajny styl :)
    Szkoda, że nie wspomniałaś o wieku bohaterek no i która to Grace, a która noo ta druga.
    Nath, ymm nie potrafię wyobrazić go sobie jako kogoś przystojnego.

    Pozdrawiam Lachtára
    elizabeth-i-draco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń